Nowa koalicja w Niemczech chce społeczeństwa postnarodowego i postobywatelskiego

Umowa koalicyjna nowego rządu
Umowa koalicyjna nowego rządu
Czy ułatwiając uzyskanie obywatelstwa Niemiec i jednocześnie obniżając podstawowe wymogi integracyjne takie jak znajomość języka, nowa koalicja nie doprowadzi do wzmocnienia tzw. „pull factor" dla imigracji.

Udostępnij:

Spis treści

„Migracja zawsze była częścią historii naszego kraju. Imigranci i ich dzieci i wnuki pomogli zbudować i ukształtować nasz kraj” – takim cytatem zaczyna się mówiąca o migracji, uczestnictwie w życiu publicznym oraz obywatelstwie część umowy koalicyjnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), Zielonych oraz Wolnej Partii Demokratycznej (FDP).

Przywołane wyżej zdanie jest niczym więcej, niż charakterystycznym dla języka polityki zabiegiem retorycznym – jest pewną zideologizowaną wizją nie tyle przeszłości, ile przyszłości. Skoro bowiem imigranci od zawsze byli częścią niemieckiej historii, to zachęcanie kolejnych migrantów do przybywania do RFN niczego nie zmienia.

Tymczasem od 2015 roku Niemcy zmagają się z imigracją na skalę bezprecedensową. W tym samym akapicie czytamy także o sześćdziesiątej rocznicy zwarcia umowy między Niemcami Zachodnimi a Turcją, która, zdaniem autorów dokumentu, ma wymiar „symboliczny”. Istotnie, kiedy 30 października 1961 roku podpisywano umowę z Republiką Turecką naiwnie wierzono, że przybysze będą gośćmi – przyjadą zarobić pieniądze, zbudować niemiecki cud gospodarczy, a potem wrócą do Azji Mniejszej. Jak wiemy, tak się nie stało. 60 lat temu ówczesne społeczeństwo niemieckie starało się otrząsnąć się z wojennej porażki i partycypować w dobrobycie, jaki przyniosła realizacja Planu Marshalla. Głosy krytyki płynące ze strony tych, którzy nie chcieli budować społeczeństwa wielokulturowego, uciszano ekonomicznymi argumentami: potrzebujemy rąk do pracy. Dziś niemieckie władze nie udają, że chodzi im o ekonomię. Ideologia zastąpiła pragmatyzm.

Lewicowy rząd chce zrobić krok naprzód w realizacji swojego progresywnego programu. Ma zamiar już nie tylko pozostać otwartym na zagranicznych przybyszów, ale chce administracyjnie „tworzyć” nowych obywateli. W umowie koalicyjnej pojawiły się dwie ważne zapowiedzi – jedna dotyczy uchwalenia ustawy o uczestnictwie w życiu w społecznym, która, „kierując się zasadą jedności w różnorodności”, zwiększy polityczne wpływy środowisk imigranckich, druga zaś dotyczy warunków, jakie trzeba spełniać ubiegając się o niemiecki paszport.

Wspieranie organizacji imigranckich

„W administracji federalnej i w przedsiębiorstwach z udziałem skarbu państwa wdrażamy całościową strategię różnorodności z konkretnymi działaniami; realizację celów i środków, prowadzących do zmian kulturowych. Organizacje imigranckie, które respektują wolny i demokratyczny porządek społeczny, są ważnymi partnerami w tym procesie” – z tej lakonicznej deklaracji trudno wywnioskować, jakie rozwiązania zostaną rzeczywiście wprowadzone. Niewykluczone, że stoi za tym zamiar wprowadzenia czegoś na kształt „imigranckich parytetów”. Zakaz dyskryminacji ze względu na pochodzenie jest już obecny w niemieckim prawie, więc systemowa zmiana wskazywałaby na takie lub podobne rozwiązania.

Wątpliwości może budzić natomiast zapowiedź współpracy jedynie z tymi partnerami, którzy respektują zasady wolnego i demokratycznego społeczeństwa. Jeżeli jednak prześledzi się istniejące już i uznawane przez rząd muzułmańskie organizacje, okaże się, że zarówno na poziomie federalnym jak i lokalnym niemieccy politycy za partnerów dialogu uznają również takie organizacje, których działalność stoi w sprzeczności z wymienionymi wyżej wartościami.

Mowa tutaj chociażby o islamskim stowarzyszeniu DITIB (Turecko-Islamska Unia do Spraw Religijnych), będącym de facto przedłużeniem tureckiego urzędu ds. religijnych, Diyanetu. Niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji (Bundesamt für Verfassungsschutz, BfV) w swoich raportach klasyfikuje część stowarzyszeń muzułmańskich jako politycznie niebezpieczne. Niektóre z nich należą do Centralnej Rady Muzułmanów w Niemczech (Zentralrat der Muslime in Deutschland) – mowa tutaj o Centrum Islamskim w Hamburgu (Islamische Zentrum Hamburg) oraz Związku Turecko-Islamskich Stowarzyszeń Kulturalnych w Europie (Atib – Union der Türkisch-Islamischen Kulturvereine in Europa). Papierkiem lakmusowym w tej kwestii stanie się stosunek nowych władz do ideologii islamistycznej, którą wymieniono obok prawicowego i lewicowego ekstremizmu czy teorii spiskowych.

W umowie koalicyjnej pojawia się także nienowy już, wyrażony ogólnikowo postulat ochrony muzułmanek i muzułmanów, a także włączania „postępowych organizacji muzułmańskich” w proces współpracy oraz zapowiedź państwowego kształcenia imamów. Dotychczas jednak próby stworzenia „euroislamu”, rozumianego jako pogodzenie wartości demokratycznych z religią islamską, zakończyły się fiaskiem. W tym kontekście symptomatyczna jest historia teologa, zwolennika liberalizacji islamu.

Abdel-Hakim Ourghi, autor książek „Nie musisz nosić chusty” i „Reformacja islamu: 40 tez”, związany z Uniwersytetem we Fryburgu nie otrzymał licencji na kształcenie nauczycieli islamu. Decyzję taką podjęła Stiftung Sunnitischer Schulrat (Fundacja Sunnickiej Rady Szkolnej) z siedzibą w Stuttgarcie, podmiot odpowiedzialny za nauczanie islamu w Badenii-Wirtembergii.

Nowy rząd w Berlinie zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że żeby dowartościować reformatorów muzułmańskich musiałby po pierwsze zmienić konstytucję, która chroni wspólnoty religijne przed ingerencją rządu w zakresie wyboru duchownych, co ograniczy zakres wolności organizacji religijnych, a po drugie – wejść w konfrontację z liczną grupą konserwatystów islamskich, którym bliżej do ideałów szariackich, niż do wartości demokratycznych.

Trudno sobie wyobrazić, że nowi obywatele, nie znający dobrze niemieckiego, będą zdolni do samodzielnych wyborów politycznych

„Nowoczesna” ustawa o obywatelstwie

Najbardziej kontrowersyjnym rozwiązaniem wydaje się zapowiedź nowej ustawy o obywatelstwie. „Stworzymy nowoczesną ustawę o obywatelstwie. W tym celu umożliwimy posiadanie wielokrotnego obywatelstwa oraz uprościmy drogę do uzyskania obywatelstwa niemieckiego. Zasadniczo naturalizacja powinna być możliwa po pięciu latach. Po trzech latach w przypadku szczególnych osiągnięć integracyjnych. Uzyskanie zezwolenia na pobyt stały powinno być możliwe po trzech latach. Jeśli jedno z rodziców posiada zezwolenie na pobyt stały co najmniej od pięciu lat, dziecko urodzone w Niemczech z rodziców będących cudzoziemcami staje się obywatelem niemieckim”.
Rozwiązanie uzasadniono troską o to, by poczucie wykluczenia z niemieckiej wspólnoty nie było przekazywane kolejnym pokoleniom. Co istotne, pojawiła się jednocześnie zapowiedź obniżenia wymagań dotyczących znajomości języka niemieckiego dla poddawanych neutralizacji „nowych obywateli”. Obecnie deklarowany przez młodzież imigracyjną przybyłą po 2015 roku poziom znajomości niemieckiego nie pozwala ponad połowie z nich zrozumieć prostego artykułu prasowego. W tej sytuacji obniżanie wymagań językowych stawia pod znakiem zapytania obywatelskość jako uczestnictwo w życiu społecznym i politycznym.

Przeczytaj także: Global Compact for Migration: Ideologia zamiast faktów

Rząd niemiecki ma zamiar już nie tylko szeroko otwierać drzwi dla imigrantów, ale także dokonać nieodwracalnych zmian w tkance społecznej. Wprowadzenie tego rozwiązania w istocie jest praktykowaniem inżynierii społecznej, dążącej do tego, by w bardzo krótkiej perspektywie pełnię praw publicznych nabył ten, kto nie zna ani niemieckiej kultury, ani języka urzędowego. Chodzi więc o stworzenie społeczeństwa postnarodowego i postobywatelskiego.
System demokratyczny opiera się na istnieniu demosu, czyli grupy ludzi powiązanej ze sobą wspólnotą doświadczeń, historii i języka. Jednocześnie nie da się świadomie partycypować w życiu publicznym bez znajomości języka. Nie chodzi tutaj wcale o zrozumienie politycznych programów, lecz chociażby o odbiór wiadomości telewizyjnych czy radiowych na temat spraw bieżących.

Jeśli rozwiązanie to wejdzie w życie, stanie się silnym stymulatorem dla imigracji – nie tylko tej z Unii Europejskiej, ale także z Azji i Afryki. Najpewniej czeka nas nowa odsłona kryzysu imigracyjnego, w którym Polska będzie odgrywać rolę państwa „frontowego”. W obecnej sytuacji geopolitycznej obietnica szybkiej neutralizacji w Niemczech ściągnie do Europy tysiące nowych przybyszów. Wywołany w ten sposób chaos zapewne wykorzysta Rosja i zwasalizowana Białoruś.

Decyzja ta zmieni także kształt sceny politycznej, bo trudno sobie wyobrazić, że nowi obywatele, nie znający dobrze niemieckiego, będą zdolni do samodzielnych wyborów politycznych oraz że oddadzą swój głos na ugrupowania inne, niż progresywne i lewicowe.

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn