Diyanet, turecki dyrektoriat ds religijnych, w ostatnich latach krytykowany jest bardzo za wpływy, jakie wywiera na społeczność tureckich imigrantów w Niemczech. Nie jest to jednak wyjątek, lecz świadoma polityka tureckiego rządu. Powstałe w 1924 roku ministerstwo zarządzania sprawami religii muzułmańskiej wykorzystywane jest coraz częściej jako miękka siła w tureckiej polityce zagranicznej. I coraz częściej państwa, w których ono działa, podnoszą zastrzeżenia co do aktywności tego ministerstwa religii.
Religia w służbie polityki
O skali przedsięwzięcia może świadczyć to, że Turcja wydaje setki milionów euro w celu wybudowania trzydziestu wielkich meczetów na pięciu kontynentach. Władze twierdzą, że wspomagają w ten sposób muzułmanów, zapewniając im miejsce do modlitwy. I prawdą jest, że część z nich, jak w Tiranie czy w Prisztinie, powstaje w miastach z dużą społecznością muzułmanów, ale Budapeszt, Hawana i Bukareszt mają najwyżej po kilka tysięcy wyznawców islamu. Wydaje się więc, że te obiekty nie tylko mają służyć wiernym, ale także prestiżowi państwa, które konkuruje z Arabią Saudyjską o status wiodącej siły w świecie sunnickiego islamu. Monumentalne budowle mają to potwierdzać.
Inwestycje idą przez Diyanet, którego budżet wynosił w 2015 roku 1,7 mld euro, o 600 mln euro więcej niż ministerstwa spraw wewnętrznych, większy był też od budżetu ministerstwo zdrowia. Na rok 2019 budżet religijego ministerstwa powiększył się o 36%, podczas gdy zredukowano budżet ministerstwa nauki, przemysłu i technologii o 56%. Obecnie jest większy pięciokrotnie od wydatków ministerstwa spraw wewnętrznych i sześciokrotnie – tureckiego parlamentu. Turecki urząd religijny finansuje także edukację imamów z innych krajów. W roku 2017 w Turcji uczyło się 2140 studentów ze 110 krajów. Na świecie Diyanet prowadzi osiemnaście szkół z ponad 3 500 studentów – w Azji Centralnej, na Bałkanach, w Bangladeszu, Malezji, Somalii, ale i na Haiti.
Turecka wersja islamu może być postrzegana przez władze krajów zachodnich z większą przychylnością niż wahabicka. Raport amerykańskiej ambasady w Turcji podkreśla rolę Diyanetu w przeciwdziałaniu ekstremizmowi i zakotwiczaniu Turków w islamie tradycyjnym. Według analityków Brookings Institute (Peter Mandaville i Shadi Hamid), Turcja używa Diyanetu jako miękkiej siły, nie koncentrując się na rozpowszechnianiu ideologii, ale na tworzeniu powiązań i dodawaniu religijnego wymiaru do swojej dyplomacji, budując poczucie bliskości i zaufania. Badacze zauważają jednak, że jeszcze do niedawna można było mówić o tureckim islamie jako połączeniu wartości konserwatywnych, liberalizmu gospodarczego i demokracji – dziś jednak ten trzeci element przestał odgrywać znaczenie.
Nie dziwią pojawiające się coraz częściej głosy, że Diyanet powinien być uznawany za gracza politycznego, a nie instytucję religijną. W wywiadzie dla Al-Monitor emerytowany urzędnik o 20-letnim stażu w ministerstwie ds. religii mówi, że jest ono „pudłem rezonansowym Erdogana”. „Jego działania mogą być zawsze legitymizowane pod przykrywką pomocy humanitarnej i wolności religijnej. (…) Dopóki są gdzieś muzułmanie, zaangażowanie Dyianetu może być zawsze usprawiedliwione. Do tego Diyanet koordynuje i w rzeczywistości kontroluje długą listę przyjaznych rządowi NGO” – twierdzi anonimowy urzędnik. To sprawia, że wydatki mogą być ukrywane przed jakimkolwiek nadzorem.
Coraz mniej akceptacji w Europie Zachodniej
W ramach tej globalnej inicjatywy we wrześniu 2018 roku został w Niemczech otwarty przez prezydenta Erdogana meczet w Kolonii, który mieszcząc 1200 wiernych ma być jednym z największych w Europie. Powstał z pieniędzy DITIB, Turecko-Islamskej Unii Spraw Religijnych, która w Niemczech działa od 1984 roku. Administruje ona 970 meczetami na terenie całego kraju i skupia 800 tysięcy osób. DITIB od lat podkreśla swoją wolę współpracy z niemieckim rządem w kwestiach dotyczących tureckich muzułmanów mieszkających w Niemczech, jako parasolowa organizacja pozarządowa i stara się zapewniać o swej niezależności od Dyianetu. Jednak imamowie nauczający w meczetach opłacani są z pieniędzy tureckich konsulatów, piątkowe kazania pisane są przez Diyanet, imamowie szkoleni są w Turcji, a DITIB zarządzają ludzie, którzy są attache do spraw religijnych, pod kierownictwem dyrektora mianowanego przez Diyanet. Chociaż podkreślić należy, że nie wszystkie meczety są finansowane z pieniędzy tureckich i nie wszyscy imamowie popierają AKP.
Otwarcie meczetu odbyło się w atmosferze skandalu. Obecności odmówili arcybiskup Kolonii kardynał Rainer Maria Woelki, burmistrz Kolonii Fritz Schramm i architekt meczetu Paul Boehm. Zabrakło także przedstawicieli religijnej rady Kolonii. Powodem stało się wysłanie zaproszeń na dwa dni przed otwarciem, co było jasnym sygnałem braku otwartości na niemuzułmanów w tym miejscu. Uroczystość otwarcia meczetu w Kolonii mogła też zepsuć Erdoganowi prowadzona przez niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) analiza, sprawdzająca czy nie należałoby objąć DITIB śledztwem. Raport skupił się na niekonstytucyjnych, nacjonalistycznych i religijnych aktywnościach w jednostkach prowadzonych przez DITIB. Chodziło między innymi o to, że na początku 2018 roku meczety tureckie w Niemczech modliły się za zwycięstwo tureckiej inwazji przeciwko syryjskim Kurdom w Afrin. I chociaż władze DITIB mówiły o modlitwach za życie tureckich żołnierzy, to jednak recytowano wersety podboju z Sury Zwycięstwa (Al-Fath 48).
W roku 2017 prowadzono także dochodzenie wobec 19 imamów – tureckich urzędników, którzy na polecenie służb dyplomatycznych szpiegowali zwolenników Fetullaha Gülena. Śledztwo zostało przerwane w grudniu 2017 z braku wystarczających dowodów. DITIB odmówił też wzięcia udziału w antyterrorystycznym marszu w Kolonii.
Taka postawa podgrzewa napięcia pomiędzy mniejszościami kurdyjskimi i tureckimi w Niemczech. W efekcie różnych napięć, nie tylko niemieckie służby zainteresowały się DITIB, ale w sierpniu rząd wstrzymał finansowanie projektów organizacji, także na rok 2019. Nawet lewicowi niemieccy Zieloni kwestionowali politykę rządu wspierania DITIB i innych organizacji propagujących polityczny islam. Po referendum w 2017 roku, które doprowadziło do skoncentrowania przez Erdogana władzy w sposób niespotykany w demokracjach, wielu niemieckich polityków zaczęło domagać się pozbawienia niemieckich Turków podwójnego obywatelstwa, gdy okazało się, że w Niemczech oddano 63% głosów za odwrotem od demokracji, podczas gdy w samej Turcji podobne rozwiązania poparło tylko 51,4% Turków. „Lokalne meczety to lokale wyborcze AKP”, twierdzi socjolożka Necla Kelek.
Jest też druga strona powszechnej obecności tureckich urzędników – imamów w meczetach niemieckich. Zdaniem badaczy, pochodzący z tradycyjnych tureckich społeczności imamowie nie trafiają do młodych muzułmanów wychowanych w Niemczech, będących już drugim lub trzecim pokoleniem imigrantów. O wiele bardziej zrozumiałym językiem mówią do nich salaficcy kaznodzieje, co ma tłumaczyć dynamiczny wzrost popularności tego radykalnego ruchu. Tak więc turecki islam jako odpowiedź na radykalizm może nie do końca się sprawdzać, skoro jego propagatorzy okazują się oderwani od realiów społecznych miejsc, w których prowadzą misję. Zwłaszcza, że Diyanet przeciwny jest tworzeniu liberalnej wersji islamu i orzekł, że liberalny meczet w Berlinie, który powstał w 2017 roku, jest sprzeczny z zasadami islamu.
Austria jako pierwsza ostro przeciwstawiła się politycznej działalności tureckiego ministerstwa religijnego. W czerwcu 2018 roku kanclerz Sebastian Kurz zarządził zamknięcie siedmiu meczetów zarządzanych przez Diyanet i wydalenie 60 imamów wraz z rodzinami.
Decyzja ta oczywiście rozwścieczyła i Dyianet i prezydenta Turcji, którzy nazwali ten ruch łamaniem praw człowieka i wolności religijnej. Jednakże był to skutek nowego prawa, zakazującego finansowania meczetów w Austrii ze źródeł zagranicznych, a tych siedem to prawo złamało. Meczety były prowadzone przez ATIB, Turecko – Islamską Unię Austrii, ustanowioną w 1990/91 roku, sprawującą nadzór nad 64 meczetami, do której należy około 80 tysięcy austriackich obywateli tureckiego pochodzenia. Tu, podobnie jak w Niemczech szef organizacji jest jednocześnie przedstawicielem tureckiej ambasady.
Organizacja zamieszana jest także w prowadzenie rozpoznania w tureckiej społeczności w kwestii poglądów. „Dobrzy” Turcy dostają tureckie paszporty po otrzymaniu austriackiego obywatelstwa (podwójne obywatelstwo jest nielegalne w Austrii), dzięki czemu mogą bez problemu jeździć do kraju, a także brać udział w wyborach. Jest ich około 90 tysięcy. Bogate społeczności tureckie w Europie Zachodniej są także traktowane jako sponsorzy działalności Diyanetu. Dotacje dla lokalnych meczetów mogą znikać w jednym kraju i stawać się narzędziami finansowania działalności w innym. Takie przypadki pojawiły się w Linz i w Wiedniu, w związku z milionami euro przeznaczonymi dla lokalnych inicjatyw religijnych.
Austriacki polityk Peter Pilz z partii Zielonych ujawnił dokumenty pochodzące z tureckich źródeł, które wskazywały, że Diyanet zbierał z trzydziestu ambasad informacje szpiegowskie na temat oponentów Erdogana poza granicami kraju, związanych z ruchem Gülena, oskarżanym o próbę przeprowadzenia puczu w 2016 roku i terroryzm. Chociaż Reuters, który otrzymał dokumenty, nie mógł potwierdzić ich prawdziwości, to rząd Austrii stwierdził, że listy nazwisk są prawdziwe. w odwecie strona Petera Pilza została zaatakowana przez tureckich hackerów.
Szpiegowska działalność franczyz Diyanetu zainteresowała także polityków w Holandii. W 2016 roku ambasador Turcji został wezwany do ministra spraw zagranicznych Berndta Koendersa, ponieważ pracownik ambasady, a jednocześnie urzędnik Diyanetu Jusuf Akar sporządził listę gulenistów w Holandii. Rząd zapowiedział baczne przyglądanie się „długiemu ramieniu” Turcji.
Podobne wydarzenia miały miejsce w Szwajcarii, gdzie turecki rząd rękami pracownika organizacji religijnej robił zdjęcia uczestnikom seminarium na temat ludobójstwa Ormian. Także Dania, dwukrotnie w 2017 roku wzywała tureckiego ambasadora w kwestii szpiegostwa.
Narzędzie neo-osmanizmu
Nie tylko kraje Zachodniej Europy, gdzie turecka społeczność jest mniejszością, z niepokojem przyglądają się aktywności Diyanetu. Niezadowoleni są także tureccy Cypryjczycy, którzy otwarcie witali turecką inwazję na wyspę w 1974 roku. Dzisiaj obawiają się, że Ankara zmieni ich styl życia, budując meczety i wprowadzając edukację religijną. Od tamtego czasu polityka Turcji wobec islamu zmieniła się bowiem o 180 stopni i Cypryjczycy nie chcą zmiany swojego świeckiego stylu życia. Niepokój budzą liczne inwestycje religijne poczynione przez Turcję na Północnym Cyprze, a wśród nich nowy megameczet Hala Sultan, wraz z przylegającymi jednostkami edukacyjnymi. W szkołach tych, jak donosi lokalna prasa, dochodzi do wywierania religijnej presji na uczniów. Związek nauczycieli już teraz skarży się, że liczba meczetów przekracza liczbę szkół.
Szef związku Sener Elcil stwierdził, że meczet „symbolizuje islamistyczną mentalność”. Wiernymi tego meczetu będą prawdopodobnie w większości tureccy osadnicy, o bardziej konserwatywnych poglądach, niż Cyrpyjczycy. Kiedy turecki prezydent rozpoczął swoją pierwszą zagraniczną podróż po wygranych wyborach właśnie w okupowanym przez Turcję Północnym Cyprze, przywitały go protesty tamtejszych Turków. Otwierając nowy meczet miał świadomość, że większość obywateli wyspy życzyła mu przegranej.
Zgodnie z dyrektywą Diyanetu w tureckich meczetach na Cyprze (podobnie jak w Niemczech) recytowano koraniczne wersety podboju za zwycięstwo tureckiej operacji militarnej w syryjskiego dystryktu Afrin, zamieszkałego przez Kurdów. Prezydent Diyanetu (nazwisko) nazwał tę inwazję dżihadem.
We wrześniu 2018 roku Diyanet opublikował ponad stustronicowy „Raport Aktywności z Syrii – Tarcza Eufratu i Gałązka Oliwna”, nawiązując do operacji militarnych Turcji. Raport pokazuje skalę zaangażowania: edukacja Diyanetu w rejonach kontrolowanych przez Turcję objęła ponad 11 tysięcy uczniów, zatrudniono do tego 910 imamów. W północnej Syrii Diyanet wyremontował 108 meczetów za ponad 1,5 mliliona dolarów i planuje kolejnych 160, podaje turecka agencja prasowa. Turcja wysłała tam także swoich imamów i szkoli w Gaziantep imamów syryjskich. W 2016 roku Diyanet sfinansował w Syrii obóz dla 6 tysięcy osób, m.in. dla turkmeńskich uchodźców z irackiego Tal Afar. W 2018 ustawiono w prowincji Idlib tysiąc namiotów i wyposażono je w środki pozwalające przetrwać zimę uchodźcom z miasta Hama.
Pozytywnym działaniem Diyanetu jest przygotowanie ponad 30 filmów wideo po arabsku przeciwko terroryzmowi i radykalizmowi, a także eliminowanie zwolenników terroryzmu wśród lokalnych kaznodziejów. To także wygłaszanie opinii, które mają powstrzymać ataki na alawitów i zapewnić pokój pomiędzy sunnitami a rządzącą Syrią alawicką mniejszością. Diyanet wypowiada się przeciwko sekciarskim podziałom, wprowadzanym przez radykałów, którzy alawitów uznają za niewiernych legitymizując islamem ataki na rząd.
Jednakże te wysiłki – wysyłanie imamów, tworzenie edukacji religijnej – rodzą obawy o neo-osmański kolonializm, a inwestycje w meczety bez inwestycji w infrastrukturę budzą sprzeciw lokalnej społeczności. Doświadczony kurdyjski dziennikarz Amed Dicle, pochodzący z tureckiego Diyarbakir twierdzi, że Turcja wysyła dwa niepokojące sygnały: jeden co do swej stałej obecności w regionie po zakończeniu konfliktu; drugi prowadzi prawdopodobnie do wymazania granic pomiędzy Turcją a Syrią w tym obszarze. Jako Kurda niepokoi Dicle’a to, że część edukacji to nacjonalistyczno-islamistyczna propaganda polegająca na antagonizowaniu społeczności przeciwko syryjskim Kurdom, którzy przedstawiani są jako ateiści i niewierni.
Bałkany to miejsce, gdzie Turcja inwestuje wiele w budowę meczetów i mianując imamów popierających polityczną doktrynę Erdogana odbudowuje swą historyczną obecność. Diyanet stał się „primus inter pares” wśród muzułmańskich organizacji na Bałkanach, chociażby przez takie platformy, jak „Eurazjatycka Rada Fatwy”, wsparcie finansowe, edukację imamów, czy umożliwianie pielgrzymek hadżdż.
Ogólnie islam promowany przez Turcję postrzegany jest tam jako korzystna alternatywa wobec wahabickich wpływów Arabii Saudyjskiej. Jednak część ekspertów zauważa, że jest to znalezienie się pomiędzy młotem a kowadłem i zawężanie wyboru do jedynie dwóch opcji – jednej reprezentującej salafizm, drugiej polityczny islam.
W Kosowie, które ma już 800 meczetów, powstaje meczet za 35-40 milionów euro, finansowany przez Diyanet. Arbana Xharra, dziennikarka śledcza z Kosowa, oskarża Erdogana, że wprowadza na Bałkanach swoją islamską agendę przy pomocy Diyanetu, który ufundował setki instytucji religijnych w regionie. Również tam organizacja ta zajmuje się szpiegowaniem obywateli tureckich, ale także i Kosowarów, którzy nie akceptują mieszania się Ankary do polityki Kosowa. Jednak Kosowo jest zbyt słabe, żeby oprzeć się wpływom Turcji i rozbudowie jej polityczno-religijnej sieci wpływów.
Podobnie wpływom Turcji ulega Bośnia i Hercegowina, gdzie wielu marzyło o odbudowie osmańskiego imperium, jednak, jak twierdzi były bośniacki dyplomata Zlatko Dizdarević, „tureckie wpływy powiązane są z Bractwem Muzułmańskim”. Przypomina, że w dniu wyboru Erdogana na prezydenta Turcji, prezydent Bośni Bakir Izetbegowic gratulował mu, mówiąc, że jest „prezydentem nas wszystkich”. Ogromna liczba meczetów i inwestycja w edukację budują, jak widać, wizerunek Erdogana nie tylko jako silnego lidera Turcji, ale także przywódcy świata muzułmańskiego.
Na rynku idei Unia Europejska, która inwestuje w Bośnię większą pomoc bezpośrednią, ale w mniej prestiżowych obszarach, takich jak infrastruktura wodno-kanalizacyjna, przegrywa z Turcją. „Rur się nie widzi, ale widzi się minarety”, powiedział dla Foreign Policy politolog Esref Kenan Rasidagic. Podobnie uważa Alida Vracic, z sarajewskiego think tanku Populari, która twierdzi, że Bośniacy to inny typ muzułmanów – ani arabski ani turecki, chociaż badaczka jest sfrustrowana, że obecne podziały uniemożliwiają wstąpienie Bośni do UE. I chociaż religijne inwestycje Turcji koncentrują się w Bośni, to po drugiej stronie granicy, w Serbii, przyciągane są pieniądze na inwestycje gospodarcze. Mimo przykładania wagi do relacji religijno-historycznych, biznes lokuje inwestycje tam, gdzie może liczyć na większe zyski.
W Albanii obecność Diyanetu jest znacząca. Do roku 2012 przetłumaczono i wydano tam 40 tysięcy egzemplarzy religijnych tekstów. Organizacja współpracuje także z oficjalnymi instytucjami w kształceniu imamów i edukacji religijnej. Dzięki tureckiej instytucji powstaje największy na Bałkanach meczet, w Tiranie. Budowę zainaugurował Erdogan w roku 2015.
Także Albańczycy w Macedonii zostali objęci wsparciem Turcji poprzez budowę meczetów i instytucji religijnych, co doprowadziło, jak w innych miejscach, do wzrostu popularności prezydenta Erdogana. Przełożyło się to także na zawiązanie przez zwolenników Turcji w Macedonii partii Ruch BESA, która przez krytyka, profesora Ymera Ismaila, określana jest jako „religijna sekta, której celem jest rozprzestrzenianie islamistycznej agendy Erdogana”.
Inaczej jest w Bułgarii, która niechętnie przygląda się aktywności tureckiej w społecznościach bułgarskich muzułmanów i w 2017 roku zamroziła transfer funduszy z Diyanetu do bułgarskiej organizacji, przez co sześciuset imamom zamrożono wypłacanie pensji. Corocznie na cele edukacyjne bułgarscy muzułmanie otrzymywali z Turcji milion euro, jednak konflikt pomiędzy obydwoma krajami na tle mieszania się Turcji w bułgarskie wybory i wydalenie tureckich dyplomatów, doprowadziły do zatrzymania tej płatności. Spowodowało to prace nad zmianą prawa w kierunku przejęcia finansowania meczetów przez państwo i zakazu finansowania organizacji religijnych z zagranicy.
W tym regionie świata ogłoszona przez byłego ministra spraw zagranicznych Ahmeta Davutoglu wizja neo-Osmanizmu, przypomina bardziej neokolonializm.
W postsowieckich republikach Azji Centralnej Diyanet był obecny jeszcze przed upadkiem Związku Radzieckiego, wysyłając tam w latach 80. imamów, ale był to wtedy inny Diyanet, który nie realizował islamistycznej polityki AKP. Podobnie jak na Bałkanach, Turcja wpływa tam na muzułmanów poprzez organizacje zrzeszone w Eurazjatyckiej Radzie Fatwy, budowę i odbudowę meczetów (jak mega meczet w Biszeku w Kirgistanie) oraz szkolenie imamów. Podobnie jak w innych państwach, gdzie Diyanet ma mocne wpływy, także w Azji Centralnej organizacja przeprowadziła spis zwolenników Fetullaha Gülena. Paradoksalnie jednak, może z powodu tego, że aktywność Diyanetu zaczęła się w czasach przed Erdoganem, wytworzyło to w regionie klasę średnią, która jest bardziej otwarta i mniej zideologizowana, niż Turcja pod rządami islamistów.
Globalna konkurencja
Nie tylko jednak regiony bliskie Turcji są przedmiotem zainteresowania i inwestycji Diyanetu. Organizacja zajmuje się wspieraniem muzułmanów Rohindża w Birmie, buduje meczety w Somalii i Nigerii, ale także w nieistotnych – zdawałoby się – dla islamu krajach: na Haiti czy Kubie. W Somalii udziela pomocy zarówno jako organizacja rządowa jak i jako fundacja Diyanet. Początkowo zaangażowanie to koncentrowało się na dostarczeniu pomocy humanitarnej, by w dalszej fazie przekształcić się w działania edukacyjne i religijne, w tym kształcenie imamów. (Mehmet Özkan Turkey’s Involvement in Somalia: Assesment of a State-Building in Progress, SETA s.43) Humanitarno-religijna dyplomacja turecka w Somalii zapewnia otoczkę dla innych działań, jak chociażby otwarcia w 2017 roku największej bazy militarnej za granicą, w Mogadiszu. Baza ma możliwość szkolenia 1500 żołnierzy jednocześnie.
Co wydaje się być zrozumiałe w Somalii, zaskakuje na Haiti, gdzie Diyanet sfinansował meczet, z którego ma korzystać pięć tysięcy muzułmanów żyjących na wyspie. Na Haiti, jak i w innych krajach Ameryki Łacińskiej, rozprowadzono 20 tysięcy egzemplarzy Koranu w języku hiszpańskim.
Diyanet jest też obecny w Stanach Zjednoczonych, gdzie zbudował mega meczet za 110 milionów dolarów w stanie Maryland. Meczet otwierał w 2016 roku prezydent Erdogan. Miało to miejsce przed puczem i czystkami w lipcu, ale już wtedy prezydent Obama odrzucił zaproszenie do wzięcia udziału w ceremonii, „zaniepokojony” drogą, jaką obierała Turcja.
Poza skupieniem się na czynnościach religijnych, takich jak kazania, modlitwy czy Ramadan, meczet ten zbierał też pieniądze na działalność fundacji Diyanet w Syrii. Centrum gościło także kaznodzieję Yusufa Estesa, któremu zabroniono wjazdu do Singapuru pod zarzutem głoszenia poglądów dyskryminujących inne religie czy homoseksualistów.
Diyanet jest obecny także w centrum technologicznym świata w Dolinie Krzemowej, oferując tam studia w zakresie Koranu. David L. Philllips dyrektor program Budowania Pokoju i Praw w Instytucie Studiów Praw Człowieka na Uniwersytecie Kolumba i były doradca Departamentu Stanu i sekretariatu ONZ uważa, że Erdogan poprzez swoją misję budowania mega meczetów, chce upolitycznić islam. Phillips twierdzi, że te meczety nie są miejscami religijnymi, lecz ośrodkami propagowania islamizmu – „ambasadami politycznego islamu”. Uważa on, że finansowanie meczetów przez Turcję poza jej granicami powinno być zakazane właśnie w imię wolności religijnej.
Wszystko to świadczy o tym, że Turcja współzawodniczy globalnie z Arabią Saudyjską w obszarze krzewienia swojej wersji religii i o przywództwo w świecie muzułmańskim. Wersja islamu promowana przez Ankarę wydawała się do niedawna łagodna w porównaniu z wahhabizmem. Jednak po skupieniu całej władzy przez AKP okazuje się, że według islamistów religia i polityka są ze sobą połączone. Organizacje religijne używane są do wspierania polityki rządu tureckiego i to nie tylko w kwestii budowy przyjaznych relacji z innymi krajami, a polityka rządu wspomaga rozwój określonej wersji religii. W zależności od regionu ma to wymiar utrzymania kontroli na wspólnotą migrantów, odbudowy wpływów na terenach byłego Imperium Osmańskiego, budowy prestiżu krzewiciela islamu, tworzenia przyczółków ekspansji.
W krajach Unii Europejskiej coraz mocniejsza obecność Diyanetu postrzegana jest jako zagrożenie dla spójności społecznej i budowanie wpływów obcego państwa wśród obywateli. W ten sposób należy też podchodzić do coraz liczniejszej migracji z Turcji do Polski. Należy przyglądać się uważnie, czy władze tureckie nie będą próbowały, tak jak w innych krajach, zyskać kontroli nad społecznością Turków w naszym kraju. Warto jednak podkreślić, że zależy to także od komponentów tureckiej imigracji – w jakiej części składa się ona z Kurdów, a w jakiej z Turków o świeckim nastawieniu, a w jakiej z osób bardziej religijnych.